Forum www.mupolish.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Przypowieść o Mu Rozdział I

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.mupolish.fora.pl Strona Główna -> OffTopic
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gogo




Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krwawy Pałac

PostWysłany: Pią 22:41, 25 Lip 2008    Temat postu: Przypowieść o Mu Rozdział I

ROZDZIAŁ I
Dinlagi


W mieście Lora jak co roku zbliżał się czas wyścigów. Harce, skoki i swawole. Zabawy nie mające końca zwane Dinlagami.
Nazwę tą zawdzięczają spotkaniu przed dziesiątkami lat gdy mag Daviaston odebrał złoty kamień Dinorautowi, potężnemu stworowi, który był jego strażnikiem. Dino, bo tak społeczność Loryjska nazwała potwora, był złocistej maści, potężny i bardzo szybki. Miał o sto razy więcej kunsztu i majestatu niż jednorożce chodowane w krainach i był od nich zwinniejszy.
Legenda mówi, że Daviaston dosiadł Dino i wrócił z nim do Lory. A rumak dał mu nieśmiertelność i nadal razem mieszkają w górach, które pokryte są lodem.
Tegoroczne Dinlagi to już setna, okrągła rocznica od tamtego wydarzenia i krążą plotki jakoby wygraną był sam złocisty kamień.
Z wszystkich stron przybywają balowicze i rycerze, którzy chcą stoczyć bój w wyścigach.
Jeden z nich, Alucard, który zawsze lubiał magiczne sztuczki i nie nosił hełmu, dzisiaj miał spotkać się z wybranką swego serca - Lortesą, córką samego króla Lory - Lorutona.
- Witaj drogi Alucardzie - zaczepił rycerza żebrak.
- kim, że jesteś dobry człwieku? - z powagą zapytał Alucard. Wiedział on bowiem, że czeka go coś niesamowitego na setnej rocznicy, według przepowiedni przyniesionej przez Kabe. Ponadto człowiek, który go zatrzymał zdawał się dziwnie znajomy. Był stary i podparty na lasce, ale biła od niego wielka moc i światło tak nierzeczywiste, że w cieniu wyglądał jak promyk słońca.
- moje imię jest nie ważne i ci zbędne - rzekł starzec - Jestem tu ponieważ chce abyś mi pomógł.
-Jeżeli tylko będzie mi dane mieć moc, aby spełnić twoją prośbe panie to tak sie stanie - z przekonaniem powiedział Alucard i ukłonił się nisko.
-Zaiste, pan mój miał racje wybierając ciebie jako swego ucznia - powiedział starzec i nagle zachwiał się na lasce jakby przestraszony czy nie powiedział za dużo zaciekawionemu Alucardowi, mimo to kontynułował - zdobyć złoty kamień, to twoje zadanie.
Rycerza napełniło zdumienie i zakłopotanie. Nie miał zamiaru startować w wyścigach. Nie miał nawet jednorożca, na którym mogłby wystartować. Co prawda wielu jego przyjaciół, przekonywli go, że ma szanse w wyścigach jak nikt inny, ale nie brał tego pod uwagę.
- starcze nie wygram kamienia bo startować w wyścigach nie zamierzam - powiedział rycerz i pewnym tonem dodał - nawet nie mam żadnego rumaka, na którym mógłbym wystartować.
- Ależ masz - rzekł starzec - chodź za mną.
Przeszli kilkaset metrów w głąb lasu, który choć znany rycerzowi, tym razem zdawał się bardziej niż zwykle radosny i słoneczny, toteż wyzbył się strachu i podążał za starcem.
- Do kąd idziemy - spytał - O co chodzi, starcze?
Starzec nic nie powiedział, pokazał jedynie ręką na drzewo.
Do drzewa przywiązany był piękny, wielki i zadbany czarnogrzywy jednorożec, którego koniec rogu błyszczał jak brylant.
- To twój rumak - rzekł starzec - on pozwoli ci odnieść zwycięstwo.
- Dlaczego powinienem wystartować w wyscigu? Co to wszystko oznacza i dlaczego tak ci zalezy na złotym ka...
Starzec przerwał pytającemu i już rozgoryczonemy rycerzowi, prosząc go o miecz.
Rycerz wysunął z pochwy srebrne ostrze miecza i podał starcowi.
Miecz lśnił w świetle i rozbijał promienie na okoliczne drzewa. Był tak osry, że gdy starzec chciał go przetrzeć rozciął swój kaptur na pół.
- to ten miecz - powiedział starzec - oddam go.
W chwili gdy kończył te słowa znikł rycerzowi oczu wraz z bronią szepcząc - wygraj złoty kamień młodzieńcze.
Alucard usiadł osłupiały. Bił się w pierś z naiwności jaką sie wykazał, ale i ze strachu. Starzec zniknął wieć zapewne jest potężnym magiem.
Chwile jeszcze posiedział rozmyślając, po czym złapał za urząż jednorożca i wrócił do miasta.
Wyścigi już za dwa dni a rycerz nie znał nawet trasy, mimo to zdecydował się złożyć swoją cheć startu. Opłata za start wynosiła dwieście Zen na poczet nagród. Dwieście Zen to w Lorze ogromna kwota. Można za tyle zbudować piękny dom albo kupić najlepszą zbroje u kowala. Wszystcy startujący nie przejmowali się zbytnio tą kwestią ponieważ z róznych źródeł odkładali przez cały rok Zeny aby móc wystartować.
Było to jakby obowiązkiem każdego szanującego się rycerza.

W Lorze Alucard udał się do komnat królewskich by spotkać się z wybranką swego serca.
- Moje serce się raduje, że mogę cię poczuć, dotknąć i usłyszeć moja ukochana - rzekł Alucard i przyciągnął księżniczkę bliżej siebie.
Lortesa była następczynia tronu Loryjskiego, jedyną córką panującego władcy. Była wysoka i bardzo piękna. Miała twarz pozbawioną jakichkolwiek trosk, jak zreszta większość społeczności z krain. Ubierała się dostojnie, ale nigdy nie wywyższała się ponad innych. Jej dobroć była wszystim doskonale znana. Tak samo jak i jej niewyobrażalnej urody długie, czarne i lśniące włosy. Choć była bardzo drobnej budowy to zwinnością przewyższała najznakomitszych rycerzy.
Alucard opowiedział księżniczce o wydarzeniach, które mu sie przydarzyły i starcu, który go zaczepił. Lortesa była zaciekawiona opowieścią, ale na wspomnienie o znikającym człowieku wyraźnie się zaniepokoiła.
- Niech to cię nie przeraża moja droga - rzekł rycerz - mimo wszystko można uwarzać, że to raczej dobra istota - dodał
- Ukochany - rozpoczęła księżniczka - jeżeli starzec, o którym mówisz był ubrany w szarą szate i posiadał laskę ostro wygiętą u uchwytu, a przede wszystkim jeżeli bił od niego złocisty blask to ja także go spotkałam.
Alucard osłupiał z przerażenia i zaciekawienia. Chwilę jeszcze rozmawiali na temat starca. Przyćmił on całkowicie datę ich ślubu i wszelkie okoliczności temu wydarzeniu, jeszcze do dzisiajeszego ranka najważniejszemu, towarzyszące.
- Wygraj te wyścigi - rzekła Lortesa w formie rozkazu i prośby jednocześnie.
- Mogę jedynie obiecać, że spróbuję - odpadł rycerz.
- Wierze w twoje siły i zdolności - motywowała księzniczka.
- Niech się stanie - rzekł Alucard i kłaniając się dodał - do naszego kolejnego spotkania słońce życia mego.
- Spotkamy się niebawem - powiedziała uradowana Lortesa i pocałowała wybranka.

Alucard osuścił pałac i podążył w kierunku stajni gdzie odpoczywał jego giermek.
- Truzgery, mój drogi decyzja zapadła. Dane jest mi startować w wyścigach więc przygotuj co niezbędne - rozkazał rycerz.
- Panie mój jakże się ciesze. Zrobie wszystko aby ci pomóc - rzekł młodzieniec i pobiegł przygotowywać przedmioty, przydatne w wyścigu.
Truzgery pochodził z rodziny mieszkającej w kolicach krainy mroku i zła - Dungeonu. Jeżeli wierzyć jego opowieścią to cała wioska, została zmasakrowana przez osoby, które już były martwe.
Potwierdzeniem takowych opowiadań jest Kabe, rycerz z chmur, który przybył na ratunek wiosce Trazner.
Niestety o kilka dni za późno i zamiast zobaczyć radującą się i tętniącą życiem społeczność, jego oczom ukazał się widok okrutny. Zgliszcza wioski nasączone krwią i okrucieństwem.
Na każdym niemal budynku i we wszystkich widocznych, bądź ważnych miejscach wioski znajdowały się głwy obdarte ze skóry i nabite na ostre dzidy, którymi prawdopodobnie mieszkańcy się bronili.
Kabe zarządził swojemu oddziałowi pochować wszystkich mieszkańców i uprzątnąć wioskę i od tego pamiętnego dnia wioska Tranzer zamieniła się w wieki cmentarz.
Nikt go od tamtego czasu nie odwiedził. Nawet pasterze nie podążają w tamtą strone za zabłąkanymi stadami, które nie wracają.
Kabe odchodząc usłyszał płacz dziecka. Trzy letni chłopiec wydawał odgłosy resztką swoich sił w zawalonej szopie na narzędzia. Rycerz rozkazał opatrzeć chłopca i uratował tym samym jego życie.
Wychudzonego i ciężko chorego chłopca, armia z chmur, z Kabe na czele odprowadziła do Lory.

Było to ogromne wydarzenie dla Lory.
Rycerze ubrani byli w zbroje z niespotykanego materiału - niebieskiej platyny, ktora przymowała światło i oddawała z większą siła co powodowało niespotykany blas.
Nie była zbyt ciężka, lub jak kto woli, nie była wcale ciężka dla mocnych rycerzy i ponadto dawała obrone nie do przebicia.
Jedynie miecze samych błękitnych rycerzy były w stanie zagrozić ich pancerzą.
Zbroja była zrobiona z płyt jak zwykłe zbroje płytowe, jednak od środka oszyta została skórą, co powodowało, że ani zbroja, ani hełm czy nakolanniki, ani rzadna inna część pancerza nie uwierała ciała rycerza.
Świeciły także miecze, jeszcze bardziej niż sama zbroja. Były stworzone z materiału bez nazwy. Ostrza miały nie grubsze niż jeden milimetr i bardzo ostre.
Miecze były z jednej strony proste, a z drugiej ząbkowane.
Każdy rycerz posiadał inna rękojeść u miecza, która mówiła wszystko o właścicelu, ponieważ ukazywała jego znak - bardzo ważny w tamtejszej społeczności.
Jedynie Kabe miał miecz inny. Wielki, oburęczny z obustronnym ząbkowanym ostrzem. Nie był coprawda tak ostry jak błekitne ostrza, ale właściciel siał nim po dziesięć-kroć większe spustoszenie niż jakikolwiek z jego rycerzy.
Mieszkańcy Lory pierwszy raz mieli przed oczami taki widok. Wszyscy pozamykali się w domach. Nawet zamek królewski został zatrzaśnięty.
Jedynie Alucard, wtedy bardzo młody, wszedł na spotkanie przybyszom, którzy opowiedzieli mu co ujrzeli na miejscu Tranzeru i przestrzegli mieszkańców przed wyprawami w tamte rejony.

Alucard zaopiekował się chłopcem. Oddał go na wychowanie Lisy i Lotarwa, byli to prawi ludzie. W tym roku dostąpili zaszczytu przygotowania planu uroczystości Dinlagów.
Chłopiec nie miał imienia, a raczej nie był w stanie powiedzieć jak się nazywa. Zostało mu nadale imię Truzgery, na pamiątkę zniszczonej wioski.
Alucard uczył chłopca władania mieczem na tyle doskonale, że Truzgery walczy lepiej niż niektórzy rycerze Loryjskiej straży.
Ostatnio jednak rycerz miał mniej czasu dla chłopca to też wiadomość o starcie w wyścigach była dla Truzgerego bardzo radosna.
Alucard jak wszyscy zawodnicy został poproszony o zamieszkanie do czasu wyścigów w wiosce zawodników.
Wioska była bardzo dobrze przygotowana dla swoich gości. Wyposażono ją we wszystkie niezbędne budynki.
Wchodząc za wielka, metalową bramę, na której widniał napis: "Wygać nie równe wygrywać", po prawej stronie na pierwszy plan rzucała się wybudowana z kamienia wierza strażnicza.
Zamieszkiwali ją bardzo silni miszkańcy Lory już na dwa miesiące przed uroczystościami. Ich zadanie było proste - dbać o porządek. Ponadto jedynie oni mieli możliwość komunikowania się ze światem zewnętrznym i decydowania, które z nich zostaną przekazane mieszkańcą wioski.
Dlatego zawodnicy o trasie wiedzieli tylko tyle, ze jest morderczo trudna.
Idąc dalej można było się natknąć an oberże, obiadownie i bardzo lubiane przystanki posiłkowe, które mimo, że strawę miały porównywalną z pierwszą próbą obiadu niedoświadocznej żony dla swego męża, to fakt ten rekompensowały dobą muzyką i tańcami.
Zawsze można było spotkać tutaj dużo osób, oraz usłyszeć codzień to inną muzyke.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.mupolish.fora.pl Strona Główna -> OffTopic Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island